Od jakiegoś czasu mierzyłam się z zamiarem zrobienia detoksu. Straciłam apetyt na życie. Chodziłam notorycznie zmęczona, nic mi się nie chciało. Tylko treningi ratowały mnie z opresji i dodawały energii, niestety tylko na krótką chwilę. Anemia dolała oliwy do ognia i tak oto już na początku wakacji wiedziałam, że pierwsze co zrobię po zakończonym sezonie triathlonowym to 2 tygodniowy DETOKS.
Zarówno w okresie startowym jak i przed, kiedy mój tydzień wypełniało 9 jednostek treningowych, wiedziałam, że szanse na wytrzymanie w tak rygorystycznej diecie są znikome. A nawet gdyby się to udało mogłoby się to skończyć niekorzystnie dla mojego zdrowia. Podobnie było kiedy dowiedziałam się o anemii, wtedy takie „wygłodzenie” organizmu mogłoby spowodować tylko pogorszenie sytuacji. Dlatego już przed ostatnim startem w Kraśniku, kiedy hemoglobina zaczynała wchodzić w granice normy, wiedziałam że w poniedziałek nadejdzie czas na to z czym chciałam się zmierzyć dawno dawno temu – Detoks.
I tak o to dzień po ostatnim starcie w tym sezonie podjęłam decyzję o rozpoczęciu postu warzywno-owocowego wg Dr. Dabrowskiej. Pierwsze 2 dni były przygotowawcze, trochę z wyboru, bo dom był pełen świezych malin i truskawek i wiedziałam, że jeśli nie ja to wszystkie te owoce się zmarnują. Dlatego przez poniedziałek i wtorek, nie jadłam już żadnych „węglowodanów” , tłuszczy, orzechów i całej reszty która w takim poście jest niedozwolona. Pozwoliłam sobie jednak jeszcze na owoce typu maliny i truskawki. W taki sposób zrobiłam sobie 2 dni wprowadzające do detoksu. Jak się potem okazało. Każdy kto chce się za taki detoks wziąć powinien zacząć właśnie od 2 dni wprowadzenia na monodiecie, lub wersji trochę lżejszej czyli jaglano-warzywnej.
No dobra ale co to jest ten detoks ??
Są 3 podstawowe rodzaje detoksu. Pierwszy, to maksymalnie trwająca tydzień, głodówka lub lżejsza wersja głodówki w której dozwolone są soki warzywne. Drugi to chyba najbardziej popularny detoks warzywno-owocowy, któremu ja się poddałam. Trzeci to nowość opracowana przez Beatę Sokołowską która napisała książkę „Alkaliczny Detoks” (wszystkim zainteresowanym serdecznie ją polecam) i najlżejsza forma detoksu. Nie wprowadza ona organizmu w odżywianie endogenne, ale podobno przy dwu tygodniowej kuracji daje równie zadowalające efekty.
Pierwsze dwie formy detoksu, to takie które mają na celu obudzić w organizmie tak zwane „odżywanie endogenne”. Bardzo niewielka podaż kalorii i węglowodanów o niskim indeksie glikemicznym, bez skrobi powoduje, że organizm zaczyna konsumować to co jest wewnątrz nas, oczyszczając i odkwaszając nasz organizm. Przyczym dodaje nam to witalności i energii do życia. Pamiętajcie, że na taki detoks powinny decydować się osoby w pełni zdrowe, a chore przez podjęciem wyzwania koniecznie muszą skonsultować się z lekarzem.
Moje 14 dni wyrzeczeń.
Ja postawiłam na detoks wg Dr. Ewy Dąbrowskiej. Polegał on na tym, że przez 10-14 dni miałam jeść tylko warzywa i owoce dozwolone, czyli: warzywa korzeniowe (marchew, buraki, seler, pietruszka, rzodkiew), kapustne (kapusta, kalafior, brokuł), cebulowe (cebula, por, czosnek), dyniowate (dynia, kabaczek, ogórki), psiankowate (pomidor, papryka), liściaste (sałata, natka pietruszki, rukola, szpinak i zioła) i niskocukrowe owoce takie jak: jabłka, grejpfruty, cytryny.
Jak się spojrzy na ilość produktów dozwolonych mało ma to dla mnie z dietą warzywno-owocową. Bardziej wygląda mi to na post warzywny, ponieważ tak na prawdę jabłko jest jedynym owocem, który podczas tych 10-14 dni chce nam się spożywać. Niemiej jednak gorzej to wygląda niż na prawdę jest. A efekty są niesamowite.
Na początku kiedy widzi się niewielką ilość warzyw jakie można jeść rodzi się pytanie czy ja codziennie będę musiała jeść pieczoną dynie, albo brokuły na parze? Otóż nie do końca. Wraz z każdym dniem będziecie znajdywać ciekawe przepisy i kombinować sobie na swój sposób. Ja wymyśliłam sobie kilka na prawdę fajnych opcji na śniadanie, obiad czy kolację. Które z chęcią jadłam przez ten czas, a nawet do dziś marzę o tej „idealnej sałacie na koniec lata” (przepis wkrótce).
Ponieważ wielu z Was pisało do mnie z zapytaniami jak mi idzie, co robię i po co. Dlatego powstał ten psot, który mama nadzieję zachęci nie jedną osobę to tego samego. Tak w skrócie napiszę, a zarazem mam nadzieję Was wszystkich uspokoję.
Przez te 10 dni, nie chodziłam głodna!
Na prawdę! Ok zdarzało się, że mnie ssało, ale było to tylko i wyłącznie moją winą. Były to dni/chwile kiedy nie wzięłam żadnej przekąski ze sobą wyruszając na pół dnia z domu, lub zapakowałam sobie obiad, a zostawaliśmy u znajomych długo ponad porę obiadową. Detoks na prawdę nie musi być strasznym doznaniem. Ba gwarantuje Wam, że będzie niesamowitym doznaniem. Doznaniem w które nie będziecie do końca wierzyć. Wasz mózg będzie chciał funkcjonować dalej tak samo, a ciało będzie wychodziło poza schemat codzienności. I zamiast budzić się rano i chować pod kołdrę na „jeszcze minutkę”, będziecie wstawać zdumieni że od rana skądś jest w Was energia.
Nie powiem, że na początku jest lekko. Pierwsze dni są tragiczne. Mówią, że to za sprawą uwalniających się toksyn z organizmu. Człowiek czuje się po prostu źle, tak jak przy grypie. Do tego boli głowa i nic się nie chce. Nie jest to motywujące. Ja, książkowo, kryzys miałam 3 dnia. Co prawda od drugiego bolała mnie głowa (tego wytłumaczenie jest w tym że przyjmujemy bardzo małe ilości cukrów), do tego czułam się jakby walec po mnie przejechał. Ale byłam gotowa na to uczucie. Wiedziałam co mnie czeka i czekałam na polepszenie sytuacji.
Jednak po kilku nieprzyjemnych dniach, dzieje się jakiś cud. Człowiek promienieje, nagle wszystkie te nieprzyjemne objawy znikają, przyzwyczajamy się do diety, do tego co jemy, zaczynamy czerpać z tego przyjemność. Kolejne parę dni później czujemy się lekko jak nigdy w życiu. Czujemy się zdrowo, świeżo i nie wiem czy można użyć tego określenia tu, ale wypadało by powiedzieć nieskazitelnie.
W czasie detoksu odpuściłam sobie mocne treningi. Od 5 dnia co parę dni, truchtałam sobie 5 kilometrów, tylko na rozruszanie. Były też pojedyncze treningi na rowerze, z małą intensywnością, ale umiarkowane kilometrażowo. Ale wszystko do czasu. Ostatni rower, zrobiłam na dwa dni przed końcem detoksu i czułam jakbym paliła swoje mięśnie. Wtedy odpuściłam i zrobiłam sobie mini przerwę na małe roztrenowanie i odpoczynek.
Jak się przygotować?
Podobno nie ma idealnego czasu na drugie dziecko, tak samo myślę że nigdy nie będzie idealnego czasu na 2 tygodniowy detoks. Nie da się przewidzieć każdej sytuacji, ewentualnych spotkań towarzyskich, czy przypadkowych wypadów do knajpy. Ja byłam na tyle zdeterminowana, że wiedziałam, że nie ważne co się będzie działo dookoła mnie wytrwam w tym co sobie założyłam. I pomimo, że nie raz oblewaliśmy zakończenie sezonu, nie raz odwiedzaliśmy rodzinę w tym czasie i mieliśmy najbardziej idealny wypad rowerowy na kawę i ciacho, na ktorym ja wypiłam szklankę wody, dało się, więc każdemu z Was się uda!
Co prawda, pewnie jak każdy, miałam myśli czy aby nie zrobić sobie małego”cheat day”, wypić winka czy wciągnąć małą kuleczkę mocy. Jednak gdy pomyślałam sobie, że to tylko 10 dni na przestrzeni 365 dni w roku, to na prawdę nie ma nad czym się zastanawiać.
Warto jednak trzymać się kilku zasad aby ułatwić sobie życie.
- Zawsze miejcie jedzenie przygotowane na 1-2 dni do przodu. Gotujemy duże gary zup, lecza czy innych jednogarnkowych dań. W taki sposób zawsze możecie wrzucić coś do słoika i mieć do zjedzenia w pracy, czy gdzieś na mieście. Dodatkowo taki gar zawsze przyda się, gdy nie ma czasu na śniadanie.
- Warto mieć zawsze w lodówce główkę kalafiora czy brokułów, tak żeby w razie nagłego głodu zrobić sobie szybkie warzywa na parze.
- Ja miałam też uduszone jabłka z laską wanilii, które ratowały mnie gdy baaaardzo mi się chciało czegoś słodkiego. Podjadałam wtedy 1/2 łyżki jabłek i apetyt mijał.
- Gdy wychodzicie z domu na dłużej miejcie zawsze jakieś przekąski ze sobą. Ja nie rozstawałam się z jabłkiem , a jak robiliśmy dłuższe wypada to obowiązkowo zupa/leczo było brane i ewentualnie coś z czego mogłam szybką sałatkę wymodzić.
- Soki warzywne ratują kiedy nachodzi Cię nagły głód. Mój ulubiony to burak,marchew, jabłko, jarmuż.
Co było najtrudniejsze?
Gotowanie dla innych. Jeszcze trudniejsze było to gdy mój R podchodził do garnka nad którym spędziłam ostatnie pół godziny i mówił, o fuu to jest bez smaku. Tak, podeszłam do tego na serio i nawet nie próbowałam tego co gotowałam dla Zosi czy niego. Dlatego wybierałam takie dania które robiłam już nie raz, żebym mniej więcej znała proporcje.
I wcale nie było najtrudniejsze odmawianie sobie kawy i ciacha, czy „normalnego jedzenia”. Po kilku dniach na detoksie czułam się tak dobrze i lekko, że każde jedzenie, nawet to zdrowe, wydawało mi się zanieczyszczające i nie zdrowe. I wszystkie te zachcianki zamieniają się w ciekawość, co by było gdybym tak już zawsze się odżywiała.
Po za tym, najważniejsze jest to, aby na taki detoks, być przygotowanym w głowie. Jeżeli jesteśmy świadomi tego co nas czeka, łatwiej nam jest przejść przez kryzysy, czy inne słabości które na pewno każdego na jakimś etapie dopadną. Porównałabym to do porodu, który łatwiej jest przetrwać, kiedy jesteśmy na niego przygotowani.
Czy warto?
Na pewno TAK. Po takim detoksie, człowiek nie tylko czuje lekko, świeżo i ma dużo energii, ale jest jakby bardziej świadomy życia. Ja od 7-8 dnia detoksu chodziłam po tym świecie jak naćpana. Ogarnął mnie wewnętrzny spokój, byłam szczęśliwa, czas płynął wolniej, trudno było mnie wyprowadzić z równowagi i miałam dużo więcej cierpliwości niż na co dzień. Ciężko jest opisać to uczucie. Myślę też, że każdy z Was będzie taki detoks przechodził na swój sposób, miał swoje odczucia i po swojemu go przeżywał.
Jedno jest jednak pewne, zauważycie dużo rzeczy które robicie na co dzień, a które po tym detoksie będą wydawały się złe, czy niepotrzebne. Zauważycie o ile za mało wypijacie wody, kiedy jest czas i chęć na kawę, herbatę, winko. Zauważycie ile podjadacie w ciągu dnia. Ile zbędnych kalorii, śmieciowych łyżeczek raz słodkiego, raz słonego, wpychacie w swój organizm pomiędzy głównymi posiłkami. Zobaczycie jak niewiele pożywienia Wam potrzeba żeby czuć się dobrze i być pełnym energii. Zobaczycie jak Wasz organizm nabiera lekkości, oczyszcza się i nabiera witalności.
A potem każdy posiłek będzie Wam się wydawał zbyt duży, zbyt tłusty, zbyt niezdrowy.
O.