No i stało się. ANEMIA.

 

IMG-20160625-WA0030.jpg

Tydzień po tygodniu. Lecimy według planu.9 treningów tygodniowo. Udaje się. 1 tydzień. Dwa. Kolejne. Pierwszy start, super forma. Wracam do treningów. Po kilku tygodniach mocnych rowerów, górzystego Cypru i wielu wielu interwałowych treningów zaczynam czuć zmęczenie. Głowa do góry, przecież cieżko trenujesz, masz prawo. Tak myślała moja głowa. Kolejne podróże, kolejny start. Białka Triathlon na przemęczeniu ale się udało. 2-gie miejsce motywuję więc cisnę dalej. Kolejny wyjazd, kolejne nieprzespane noce. Kopnehaga, 18 kilometrowy trening i mała kontuzja, ścięgna w prawym kolanie dają o sobie znać. Szybka rada u fizjoterapeuty, radzi odpocząć więc tak robię. Parę dni się obijam, jeżdżę na rowerze, zwiedzam Kopnehagę. Po powrocie do kraju wychodzę na bieganie, wracam szczęśliwa, jest lepiej nie boli. Na horyzoncie pojawia się 1/2, której bardzo się boję, czuję niedotrenowanie. Wskakuję więc na rower, pyk 90 kilometrów na wypoczęciu. Wydaję mi się, że wracam do żywych. WYDAJĘ.

Następnego dnia bieganie, ciężko jest utrzymać zawrotne tempo 6.00 min/km. ANALIZUJĘ. Nie wiem o co chodzi, już było dobrze. Start za parę dni, debiut na tym dystansie więc nie szaleję. Odpuszczam i czekam na start. Nic lepiej przygotowana nie będę.

Triathlon Energy w Strogardzie, debiut na tym dystansie, 1/2 IM zaczyna się poważny triathlon. Zabiło mnie bieganie. Podbiegi i temperatura nie pozwoliły dać z siebie wszystkiego na bieganiu. Trudno. 5:34, jak na debiut powinnam się cieszyć, a jednak jest niesmak wiem że mogłam mocniej, wiem że stać mnie na więcej.

Wracamy do treningów. Pierwsze wypadają interwały, czuję jeszcze nogi więc odpuszczam i w zamian robię wytrzymałość podstawową z przebieżkami. Następnego dnia rower, interwaly, dam radę wolę krócej ale mocniej. Po 3 interwale jest jeden wielki ryk. Łzy wypływają mi same z oczu, nie mam siły, nie mogę! Mam ochotę rzucić rower w las. Rozwalić go o te drzewa, wrzucić pod samochód! Niech ktoś po nim przejedzie przynajmniej będzie wymówka. Podjeżdża R mój Smentor (Mój mąż jest jak Marcin Konieczny dla swoich podopiecznych). Ma dwie minuty żeby mnie podbudować,  bo tyle czasu zostało do kolejnego interwału. Zaryczana krzyczę, że mam dość. On, że muszę spać i więcej jeść, żebym dotrwała do końca i będziemy działać po południu. Porozmawiamy z trenerami i spróbujemy coś zaradzić. 15 sekund… mówię no dobra zaciskam zęby i zaczynam pedałować tak mocno jak na interwał przystało.

 

Czy słusznie ? 

Pewnie nie, bo gdybym wiedziała to bym się już nie forsowała.

Po południu, mail do FABISZA (Trener triathlonowy, założyciel drużyny TRiWAWA, nasz znajomy, współorganizator triathlonowej majówki, prowadzi podcast 3XRADIO, który wszystkim tri zapaleńcom serdecznie polecam) z wielkim wyciem, POMOCY!

Pierwsze co każe to zrobić badania krwi. Potem analiza treningów. Następnego dnia jestem już w LABorAToriUM, pobierają krew wyniki popołudniu.

wychodzi….

 

ANEMIA !

 

Ale jak? Dlaczego? Od kiedy ? Skąd się to wzięło? Dlaczego właśnie teraz ?

Nie wiem dlaczego, nie wiem po co. Nie wiem skąd i dlaczego właśnie teraz. Nie wiem też, czym spowodowana, szukamy przyczyny. Niby żelazo w normie, ale wszystkie wyniki MCV, HCT, MHC itd wskazują na niedobory żelaza. Ferrytyna w normie, więc powinno się wchłaniać. B12 nie sprawdziłam, ale przy następny badaniu sprawdzę.

Czemu o tym piszę?

Żebyście się zatrzymali, kiedy kolejny tydzień z rzędu nie macie siły. Kiedy kolejne tygodnie przemęczenia odzywają się w sporcie, na treningach, czy na zawodach. Piszę, żebyście myśleli o tym, że nie jesteśmy niezniszczalni i że też mamy swoje limity. Piszę, żebyście się badali. My amatorzy nie mamy kadrowych lekarzy nad sobą, trenerów i całej gamy osób do pomocy. Mamy siebie i swoje głowy, bądźmy więc na tyle mądrzy żeby sprawdzić, raz na jakiś czas, czy nasz organizm nadąża za nami i naszymi treningami. Słuchajcie swojego organizmu i tego co on do nas mówi.

13411968_668489636623703_5802299315811140363_o

Z jednej strony jestem zła, że mnie dopadła, z drugie czuję ulgę, że znam przyczynę ciągłego zmęczenia, braku chęci i motywacji. Bałam się, że się wypaliłam, że mi odebrało motywacje. Że moja głowa mnie oszukuje.

 

Teraz czytam. Że anemia to choroba, która lubi kobiety i sportowców. Zostało mi więc delektowanie się byciem mamą i spędzanie aktywnie czasu, we dwie, na spokojnie, bo sił na bieganie i rower na razie brak.

IMG_20160628_131741.jpg

 

 

O.

Kiedy i jak wrócić do ćwiczeń po ciąży ?

 

Ważny temat, a często bagatelizowany przez młode mamy.

Sama byłam bardziej podekscytowana powrotem do swojego ciała, niż radami innych. Teraz mądrzejsza nie popełniłabym już tego błędu. Dlatego ten tekst jest dla wszystkich Pań które chcą po porodzie wrócić do aktywności fizycznej.

Przygotowując dla Was tekst o sylwetce podczas biegania z wózkiem rozwinęłam temat powrotu do biegania i ćwiczeń fizycznych wraz z zaprzyjaźnionym mi fizjoterapeutą, trenerem personalnym Konradem Sulikiem, który jest doświadczonym rehabilitantem prowadzącym od wielu lat swój własny gabinet rehabilitacji, pod nazwą Sport Medical Rehabilitacja, w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Trzy godzinna rozmowa o bieganiu, bieganiu z wózkiem, pozycji podczas biegania, ciąży, aktywności fizycznej i powrocie do niej po ciąży dała mi więcej niż nie jedna książka na ten temat. Zeszliśmy na temat aktywności po porodzie trochę przypadkiem. Jednak jest on zdecydowanie bardziej obszerniejszy niż się spodziewałam i zdecydowanie ważniejszy niż myślałam. Dlatego zdecydowałam, że zasługuje on na osobny post. Tak żeby wszystkie aktywne Panie zadbały o siebie i o swoje ciała po porodzie tak jak się powinno, a nie tak jak nam się wydaje!

 

DSC00410h

 

KIEDY możemy wrócić do aktywności fizycznej po porodzie ?

Temat rzeka i temat tak samo indywidualny jak każda ciąża. Jednak odważę się i spróbuję odpowiedzieć Wam na to pytanie.

Według Konrada, doświadczonego fizjoterapeuty, wszystko zależy od tego jak przebiegała ciąża, na ile byłyśmy aktywne fizycznie podczas ciąży i czy zakończyła się porodem naturalnym, czy cięciem cesarskim. Oczywiście na wygranej pozycji są Panie aktywne w czasie ciąży i po porodzie naturalnym, to właśnie one teoretycznie mogą najszybciej wracać do aktywności fizycznej. W zależności od porodu i przebiegu ciąży czas powrotu do aktywności może się wydłużać. Chwilę dłużej będą musiały zaczekać aktywne Panie po cesarce. Minimalny czas jaki daje się cieciom cesarskim to 6 tygodni. Jeszcze dłużej czekają te kobiety, którym matka natura sprawiła psikusa i nie mogły być aktywne podczas brzemiennych 9 miesięcy, a najdłużej te które które niestety część lub całą ciążę musiały przeleżeć.

No właśnie ale kiedy wiemy, że już nadszedł ten czas i możemy wracać do stałych ćwiczeń?

Nie wiem czy wiele z Was wie o tym, ale ja nie wiedziałam. Ponieważ jest to sprawa indywidualna, najlepiej udać się z nią do specjalisty, czyli do doświadczonego fizjoterapeuty.

Kluczowym elementem, żeby świadomie wrócić do formy sprzed ciąży, jest zrobienie tak zwanego badania funkcjonalnego. Polega ono na sprawdzeniu elastyczności mięśni i ruchomości stawów. Wbrew pozorom, takie badanie wykonywane jest przez fizjoterapeutę, a nie przez maszynę do czego może zmylić nazwa. Badanie to ma na celu sprawdzenie czy osoba jest już zdolna do podjęcia aktywności fizycznej czy nie i jeżeli jest to do jakiej formy.

Dodatkowo w przypadku Pań, które borykają się z takim problemem jak na przykład rozszczep mięśni brzucha, Pan fizjoterapeuta też może nam w tym pomóc. W takich przypadkach stosuje się Kinesio Taping, który zapobiega rozszerzaniu się mięśni i pomaga ściągnąć je ku sobie. Brzuch zostaje oklejony taśmami Kinesio Taping w taki sposób aby mięśnie się nie rozchodziły.

Ja osobiście do dziś wyczuwam małą dziurkę pomiędzy moimi mięśniami brzucha, o które nie zadbałam tak jak powinnam. Rozszczep mięśni można wyczuć, podczas leżenia na plecach ze spiętymi mięśniami brzucha, dosłownie nad samym pępkiem. Te z Was które mogą wyczuć delikatną przestrzeń pomiędzy swoimi mięśniami brzucha w pozycji opisanej powyżej, tak samo jak ja nie zadbały o ich stan wtedy kiedy trzeba było o nie dbać.

Podczas takiego badania fizjoterapeuta nie tylko sprawdzi czy możemy podejmować aktywność fizyczną, ale sprawdzi też do jakiej aktywności nasze mięśnie i stawy są gotowe. Nie każdy będzie mógł zacząć biegać od razu, niektóre z Was będą musiały poczekać na to chwilę dłużej. 

 

11002299_10203827668312546_556730493_o

 

JAK wrócić do aktywności fizycznej po porodzie? 

Zaczynamy od wyżej opisanego badania, a potem dostajemy wytyczne od czego zacząć. Bardzo dużo z nas, nawet nie wiedząc, zanim wróci do porządnych biegowych treningów, powinna najpierw wzmocnić swoje trochę zastane, wymęczone i szybko regenerujące się ciało.

Tutaj ważną role odgrywają ćwiczenia Core Stability i wszystkie inne które mają na celu wzmocnienie mięśni głębokich naszego ciała. Warto rozpocząć aktywność właśnie od ćwiczeń statycznych,potem tych angażujących całe ciało, aniżeli od wyjścia na bieganie. W przypadku biegania z wózkiem, trzeba chwilę odczekać i wspólnie z Konradem nie polecamy zaczynania przygody biegowej po ciąży od wózka biegowego. Nasze mięśnie powinny najpierw przyzwyczaić się do wysiłku bez dodatkowego obciążenia.

Dobry fizjoterapeuta podczas badanie przekaże Wam też wiedzę gdzie, kiedy i w jaki sposób zacząć swoją przygodę ze sportem na nowo. Więc tak na prawdę miłe Panie warto zrobić ten jeden krok, który nie tylko przyniesie milion korzyści, ale i pozwoli na świadomy powrót do treningów.

Przeciążenia, kontuzje, rozszczep mięśni są przykładami zaniedbania. Dlatego tak ważne jest skupienie się na tym co dla nas dobre. Pomimo, że jesteśmy tak fantastycznie skonstruowane i nasze organizmy naprawdę w niesamowicie szybkim tempie, próbują sobie poradzić ze zmianami które w nich zachodzą, to warto nie dodawać im kolejnych obciążeń.

W przypadku powrotu do aktywności fizycznej po porodzie nie warto się ścigać. Odłóżmy ściganie się na zawody. Nie licytujmy się, która ile musiała odczekać, która ile dni po porodzie zaczęła biegać. Tak samo jak indywidualna jest ciążą, tak samo indywidualny musi być powrót, po niej, do gry. Warto dać sobie czas. Dać swojemu ciału czas na regenerację , o której ja trochę zapomniałam. I pomimo, że nie mam żadnych uszczerbków na zdrowiu to teraz mądrzejsza o tą wiedzę zrobiłabym to trochę inaczej. Zadbałabym o siebie, o swoje stawy i mięśnie, zamiast narażać je na kolejne przeciążenia i zmiany. U mnie na szczęście skończyło się to dobrze, ale proponuję Wam być mądrzejszą niż ja, bo nie każda może być takim szczęściarzem. Weźcie w swoje ręce to jak zadbacie o swój powrót do aktywności po ciąży.

Robicie to dla siebie na przyszłość, na dłuższą metę, a to jeżeli chodzi o zdrowie, w życiu jest ważniejsze niż tu i teraz.

 

 

O.

 

Parę słów o … mydle.

Bycie Bio, to nie tylko zdrowe odżywianie, aktywność fizyczna. To filozofia życia w zgodzie z nami, z naturą. Nie zwariowałam zupełnie w tym temacie, jak wielu z Was może sobie myśleć, ale wybieram świadomie. Cały czas się doszkalam. Zwracam uwagę nie tylko na etykiety produktów spożywczych, ale i tych które mam zamiar nałożyć na swoje i mojej małej Zosi ciało. Sprawdzam które kosmetyki mogę śmiało używać, a które lepiej omijać szerokim łukiem. Używam dezodorantu bez aluminium, stosuje raczej „naturalne” kosmetyki, pasty do zębów, balsamy i kremy.

Dlatego chciałabym zabrać Was dzisiaj w świat … mydła. Tak! Takiej zwykłej kostki mydła, które wbrew pozorom może nam bardzo pomóc lub zaszkodzić.

Ola Krakowiak, bohaterka dzisiejszego wpisu od niedawna zajmuje się produkcją mydła – „Manufaktura Mydła”. I to właśnie jej kosmetyki, od jakiegoś czasu, stosuję osobiście. Poświęciła mi chwilę i napisała parę wartościowych zdań o kosmetykach naturalnych, czyli takich które powstają tylko i wyłącznie z naturalnych komponentów. Miłej lektury.

12304318_1652797388295069_5290163244419810870_o-2

 

Parę słów o kosmetykach naturalnych…

Kolorowy zawrót głowy. Lecz czy zdrowy? 

Wszyscy, którzy starają się żyć zdrowo i aktywnie na pewno zetknęli się już z produktami spożywczymi i  kosmetykami naturalnymi. W ekosklepach półki uginają się od różnych preparatów sygnowanych bio, eko czy organic. Lecz czy tak na prawdę te  produkty zawierają tylko substancje naturalne i są pozbawione konserwantów i sztucznych dodatków? Warto pamiętać, że substancje odżywcze trafiają do naszego organizmu również przez skórę, co może stanowić doskonałą metodę suplementacji – niestety często zapominaną i pomijaną.

Przez skórę do….serca 

Wchłanianie substancji odżywczych przez skórę jest procesem złożonym a na przebieg i szybkość tego procesu wpływają właściwości i budowa skóry.  Poza kondycją skóry znaczenie ma jej wiek, wielkość warstwy zrogowaciałej oraz uwodnienie naskórka. Substancje odżywcze w pierwszej kolejności pokonują warstwę naskórka, aby następnie dotrzeć do głębszych i bardziej unaczynionych warstw skóry. W efekcie tego pożądane związki dostają się do krążenia ogólnego i wykazują działanie ogólnoustrojowe. I tylko od nas zależy, czym będziemy „karmić” nasz organizm.

12771937_1679394472302027_8527306292007036545_o.jpg

 

Mądry Polak przed szkodą

Bardzo ważne jest, aby wybierać kosmetyki mądrze i nie zatruwać nimi naszego ciała, które i tak w dzisiejszych czasach, jak chyba nigdy wcześniej, jest narażone na różne zewnętrzne, szkodliwe czynniki. Głównym celem stosowania kosmetyków jest mycie, odżywianie i poprawianie wyglądu, kojenie podrażnień. Niestety wiele popularnych preparatów tylko maskuje podrażnienia naszej cery. Dzięki syntetycznym składnikom nasza skóra i włosy mogą wyglądać na bardzo zadbane lecz w istocie tak nie jest. Poza tym sztuczne substancje są źródłem alergii i niepotrzebnie obciążają organizm trudno przyswajalnymi  cząsteczkami. Wiele złego w kosmetykach robią substancję konserwujące. Koncerny chemiczne produkujące ogromne ilości wyrobów nie mogą pozwolić sobie na względnie krótki termin przydatności (przydatność mojego mydła wynosi rok, więc wcale nie tak krótko, prawda?) co powoduje zwiększanie w recepturach ilości składników poprawiających wygląd i trwałość produktu – bo jak wiadomo „kupujemy oczami”.

Niestety – także pośród kosmetyków naturalnych znajdziemy wiele takich, które tylko naturalne udają (witaj marketingu i wysokobudżetowa reklamo! ) lub są wytworzone w nieprawidłowy sposób. Mówiąc o tych ostatnich mam na myśli te „ukręcone” przez różnej maści domorosłych „szamanów” posiadających znikomą wiedzę, przy użyciu surowców niskiej wartości, bo do tych lepszych nie mają oni po prostu dostępu lub są dla nich zbyt drogie. Przestrzegam was przed tym szczególnie bo możecie wyrządzić sobie i swoim najbliższym wiele krzywdy. Kosmetyki to chemia (naturalna lub nie) a chemia potrafi leczyć, ale też i szkodzić.

12771471_1679394382302036_6353550901705534279_o

Nauka w służbie natury! 

Z wykształcenia jestem biotechnologiem, ukończyłam także studia podyplomowe z zakresu  ziołolecznictwa a aktualnie doktoryzuję się w dziedzinie botaniki farmaceutycznej. Z każdym kolejnym stopniem „naukowego wtajemniczenia” pojawia się u mnie coraz więcej wątpliwości i wrażenie ciągle niedostatecznej wiedzy dlatego też cały czas zgłębiam kolejne tajniki i wykonuje własne eksperymenty. Właśnie dzięki nim zrodziła się u mnie koncepcja wytwarzania własnych, naturalnych i zdrowych kosmetyków. Dlatego od niedawna moje życie poświęcam tej właśnie pasji, dzięki której powstała „Manufaktura Mydła”.

Zaczęłam od mydła sodowego czyli mydła w kostce. Po wielu próbach, dziesiątkach godzin spędzonych nad recepturami i niekończącym się rozmyślaniom –  mogę stwierdzić, że udało się! Ostatnio dostałam też  zastrzyk mega pozytywnej motywacji – mama pewnego szkraba, cierpiącego na łuszczycę zapytała mnie czy nie mam może mojego delikatnego, bezzapachowego, szaroburego mydła z kozim mlekiem, bo koi ono podrażnienia małego jak żaden produkt z apteki. Oczywiście, że mam. Dla takich chwil to robię!

Dla Biegającej Bio Mamy pracuję nad preparatem do ciała, który odżywia po intensywnym treningu i likwiduje ewentualnie powstałe zakwasy. Jak widać – nie tylko pokonuję wyzwania, lecz wręcz sama je sobie stawiam!

Na zdjęciu świeża kostka mydła z kozim mlekiem, która teraz ma przed sobą  6 tygodni leżakowania aby uzyskała wymagane pH. Świeża masa mydlana czy nieodpowiednio przygotowane i sezonowane mydło ma właściwości żrące!

12787621_1300501483308852_2031665852_o

O czym by tu dzisiaj napisać.

Od jakiegoś czasu dawno nie miałam takiego „wolnego” wieczoru. Parę maili co prawda siedzi w rękawie i czeka aż je powysyłam ale wiem że jakbym zaczęła teraz to niestety skończyło by się na kolejnej nocy zarwanej, a przecież mój „trener idealny” zaplanował mi na jutro długie wybieganie, więc siły skądś trzeba mieć.

Co prawda normalnie poszłabym już dawno spać, ale trening wzmacniający o 21 sprawił że moje oczy wielkie jak pięć złoty nie myślą ani trochę o zamykaniu się. Dlatego usiadłam tu. I pomimo że mam milion przepisów którymi chciałabym się podzielić, to chce mi się pisać o niczym.

Szukając firmy która chciałaby użyczyć mi i małej Z wózka biegowego do testowania, przewertowałam zdjęcia z mojego „mamowego” życia i nie chce mi się wierzyć jak ten czas szybko leci. Jak chwile które w tej chwili wydają nam się cenne za chwile znikają gdzieś daleko za horyzontem i tylko zdjęcia przywracają ich namiastkę.

Na tych wszystkich zdjęciach widać też jak ja się zmieniałam i moje ciało. Jak waga ciężka która nie dopadła mnie w czasie ciąży, dopadła mnie na chwilę, chwilę po porodzie. Widać jak wracam do formy i pomimo szczerych chęci na powrót do formy bardzo szybki ciało chyba wybrało swoją drogę. Zdecydowało, że potrzebuję czasu żeby się zregenerować. Pomimo super wyników w triathlonach, które nie ma co ukrywać były efektem mocnego treningu i może moich długodystansowych predyspozycji, tak czy siak nie czułam że jestem w formie.

Ciążowe ciało potrzebuję czasu, nie ważne jak dużo trenujemy. No dobra może wyczynowi sportowcy nawet nie czują, że takie coś jak ciąża miało u nich miejsce, ale myślę że większość z nas MAM prędzej czy później dochodzi do takiego samego wniosku. Pomimo, że naprawdę nie chciałam dopuścić do siebie faktu że ciąża mogłaby jakoś wpłynąć na moją formę, na mój organizm i wydawało mi się że ciało się nic nie zmieniło teraz z perspektywy czasy i kilkuset zdjęć wiem że tak nie jest.

Nie mówię, że zrobiłabym cokolwiek inaczej. Nie radzę też nikomu żeby odpuszczał sobie po ciąży ! O NIE ! Powiedziałabym że nawet musimy podwoić starania żeby dotrzeć do tego co było przed naszym brzemiennym stanem, ale chcę napisać że warto. Warto też dać sobie luz w głowie. Nie wypruwać sobie flaków i nie karcić siebie za nie do końca zrealizowane cele. Oczywiście nie mówię tu o lenistwie i szukaniu wymówek żeby nie ćwiczyć, żeby nie biegać, bo te najłatwiej się znajduję. Moje ciało szczerze odmówiło szybkiego powrotu do wyglądu sprzed ciąży. Co prawda po samym porodzie ważyłam tyle co teraz czyli 58 kg, ale chwilę później moje cztery litery jakimś sposobem nabrały kolejne 4, które nie dawały mi żyć. Walczyłam z nimi długo, bez skutku. Teraz kiedy odpuściłam sobie w głowie nagle kilogramy zaczęły lecieć w dół. Waga na nowo pokazuje poniżej 60 kilo. A do przed-ciążowych 56 kg zostało mi tylko 2 kg, które wiem że niedługo nadejdą. Daje sobie też małą nadwyżkę, bo moja forma przed ciążą była wyśmienita, najlepsza w całym moim biegowo-triathlonowym życiu.

Moja droga nie była łatwa, było wiele momentów w których mogłam się zatrzymać i krzyczeć że już nie daję rady, że mam dosyć wszystkiego i że chciałabym to rzucić w siną dal.

Teraz bym żałowała, bo sport to moja PASJA. Nie tylko bieganie i triathlon o których piszę, ale też narciarstwo, windsurfing. I to właśnie ta PASJA lub MOTYWACJA sprawia, że w najgorszych momentach jakiś głos w środku mówi że nam się chce, że po będziemy w siódmym niebie.

I tak oto płynnie z tematu na temat zeszłam na słowo MOTYWACJA, które chyba jest głównym celem tego bloga. Chciałabym być przykładem, że da się, że pomimo różnych przeciwności losu tak na prawdę wszystko zależy od naszego podejścia, od naszych chęci. Dlatego zapraszam do dyskusji. Zadawajcie pytania, piszcie co chcielibyście  wiedzieć a będę próbowała pisać o tym co Was interesuję, o tym co chcielibyście, chciałybyście wiedzieć !

O.

Wspomnienia….

Bloga zaczęłam pisać od 3 trymetru i to też z mniejszymi lub większymi przerwami. Jednak ostatnio przeglądając zdjęcia stwierdziłam, że na pewno muszą zawitać tu jeszcze 2 posty. Jeden z wakacyjnych wybiegań na Cyprze, drugi z miesięcznym podsumowaniem treningów przez całą ciąże 🙂 Tak te ostatnie miesiące były zdecydowanie delikatniejsze od tych pierwszych kiedy to byłam w tak dobrej formie, że bieganie na 6:00 min/km sprawiało trudność bo cały czas musiałam się hamować. Pamiętam bieg Świętojański w Gdyni, który przebiegłam już z małą w brzuchu, co prawda była dopiero fasolką ale R. nie pozwolił mi biec szybciej niż 5:20 min/ km. Była to katorga dla mnie, miałam tyle mocy w sobie zegarek pokazywał cały czas tempo szybsze niż zamierzone, a ja wiedząc że mam siłę żeby biec musiałam cały czas zwalniać. Był to pierwszy nasz nocny bieg więc emocje pozytywne towarzyszyły przez całe 10km, na szczęście miałam też kontuzję kostki która ciągneła się parę tygodni za mną więc wiedziałam, że nie tylko nie mogę biec szybko ze względu na fasolkę w brzuchu ale i lepiej nie przeforsowywać kostki która już i tak dostawała w kość tym tempem.

Dzisiaj kolejny dzień czekania, nie chce mi się już patrzeć na ludzi dookoła, rozmawiać z każdym o tym samym. Odpowiadać na głupie pytania: „Ty jeszcze nie urodziłaś?? „. Tak kochani jak widać jeszcze nie urodziłam i wasze głupie komentarze tylko doprowadzają człowieka do furii i frustracji także zdecydowanie lepiej bym funkcjonowała gdyby was na tym świecie nie było przej jakieś ostatnie 2 tygodnie i przez najbliższy tydzień dopóki nie wezmą mnie na indukcję.

Jeżeli czytają tego bloga jakiekolwiek osoby które ciąży jeszcze nie przechodziły to przypomnijcie sobie młodzieńcze lata kiedy to wiedzieliście, że musicie się uczyć na jakiś egzamin/sprawdzian w szkole i mama co 15 minut mówiła ty jeszcze się nie uczysz??, idź się uczyć !! , dlaczego nie siedzisz przy książkach ?? A to był właśnie ten dzień kiedy wiedziałaś, że musisz usiąść ale każda wymówka lub każde zadanie było lepsza od nauki. Taką właśnie frustrację i zdegustowanie odczuwa kobieta w ciąży jak wszyscy zadają głupie pytania: ” ty jeszcze NIE ?” . Jak widać na załączonym obrazku NIE, jeszcze NIE ! W zamian można by zapytać co słychać, może dodać jakieś swoje plotki i porozmawiać o czym innym niż ciąża !!! Jak kobieta w ciąży będzie chciała o ciąży rozmawiać to sama zacznie rozmowę na ten temat, jeżeli jej nie zaczyna to odpuście sobie. Człowiek przez ostatnie 10 miesięcy (tak ciąża trwa 10 miesięcy- 40 tygodni ) musiał wyrzekać się wielu rzeczy, non stop by zmuszony myśleć o tym że jest w stanie błogosławionym i co chwila odpowiadać na pytania związane z ciążą. Ostatnią rzeczą o której chce mi się rozmawiać teraz z ludźmi, siedząc prawie jak na szpilkach bo już jesteśmy po terminie, to jest to jak się czuję, gdzie będę rodzić, że jeszcze nie urodziłam, kiedy rodzę, kiedy termin itp.

Tym bardziej nie mówcie kobiecie, która jest w ciąży i dbała o siebie przez 10 miesięcy żeby nie przytyć nadmiernie, nie wyglądać jak kuleczka i być nadal sprawną i aktywną : „Ty się jeszcze TOCZYSZ ???” Nie moja droga NIE toczę się, chodzę o własnych nogach, ważę 65 kg z dzieckiem w brzuchu i naprawdę jestem aktywniejsza niż nie jedna kobieta bez dziecka w brzuchu.

Może te parę akapitów jest mocne i nieprzyjemne, ale musiałam gdzieś wyrzucić te emocje bo inaczej mogłabym założyć rękawicę bokserską i po prostu bić napotkanych ludzi na mej drodze 🙂

Dlatego dzisiaj jest dzień wspomnień, bo mam czas na to nie mam ochoty na przebywanie poza domem i pragnę się zupełnie wyciszyć w moich 4 ścianach.

Cypr.

Wylot na naszą ukochaną wyspę był w okolicach końca września już dokładnie nie pamiętam, a pobyt trwał około miesiąc. Książka Skarzyńskiego ZDECYDOWANIE mówiła żeby nie biegać w ciąży w temperaturach powyżej 30 stopni, więc plan był na wieczorne lub poranne treningi tak jak zazwyczaj to bywało na Cyprze. Jednak jak przyszło co do czego, to nawał spraw organizacyjnych związanych ze ślubem, odbieranie gości z lotnisk, rodzinne kolacje sprawiły, że rano wstawać się nie chciało, wieczorami już się jadło pyszne kalmarki, a biegnie wyjątkowo ciężko było nam wpasować w codzienny tryb. Więc zostawały najgorsze momenty, czyli środek dnia, kiedy temperatura była najcieplejsza, a słonko waliło po plecach. Jednak nawet i to nas nie zniechęciło. W moim przypadku jednak musiałam dostosować kilometraż i tempo do warunków, R. trenował jak zawsze.

Fotorelacja z cypryjskich biegów.

DCIM101GOPRO

DCIM101GOPRO

DCIM101GOPRO

DCIM101GOPRO

DCIM101GOPRO

DCIM101GOPRO

Bieganie na cyprze wypadało na okres 21 tydzień – 24 tydzień ciąży. Treningi były umiarkowane przez pogodę a dokładnie przez temperaturę. W okolicach tempa 6:00 min/km i w okolicach 5 km co drugi dzień.

Parę print-screenów z cypryjskich biegów.

Zrzut ekranu 2015-02-21 o 12.11.29

Zrzut ekranu 2015-02-21 o 12.11.15

Zrzut ekranu 2015-02-21 o 12.10.16

Zrzut ekranu 2015-02-21 o 12.10.03

Zrzut ekranu 2015-02-21 o 12.11.05

Wsiadająca na rower dzień po terminie O.

P.S. Mam nadzieję że frustracja minie po treningu 😉

Dzień przed terminem – szosa. trenażer. 30min. BBM.

Dlaczego ta zabawka tak późno pojawiła się w naszym domu ??

DSC_0052

Czerwona zabawka to mój nowy nabytek. Na Bianchi czaję się od kąd zrobiliśmy pierwszy triathlon na szosówkach, w maju zeszłego roku. Pierwsze podejście do kupna było tuż przed zajściem w ciąże – w sumie już podczas naszych pierwszych starań. Gdyby Pani sprzedająca owe Bianchi Nirone 7, nie przestała odpisywać na wiadomości byłabym już właścicielką miętowego, ale na szczęście wszystko inaczej się potoczyło. Kolejne podejście do szosy zrobił R. przed moimi urodzinami, chcąc kupić mi szosówkę na urodziny. Jednak rynek nie sprzyjaj mi w tamtym czasie i nie było nic ciekawego w moim rozmiarze. Parę dni temu, bez jakiejkolwiek nadziei zajrzałam ponownie na allegro i masz Ci los 🙂 Był on czerwony Bianchi IMPULSO na Campagnolo w rozmiarze 54 cm. To mi się jeszcze nie zdarzyło, był tak piękny i w takim stanie, że nawet R. długo nie kręcił głową na NIE. Po paru chwilach oglądania zdjęć powiedział, że to jest chyba ten rower 🙂

I tak oto od 3 dni jestem posiadaczką pięknego w idealnym stanie czerwono-białego Bianchi Impulso.

Kolejna zabawka ze zdjęcia, którą nie każdy pewnie zauważy to trenażer, prezent dla R. na jego urodziny. To tej zabawki najbardziej żałuję, że nie było wcześniej. Mogłabym nie tylko biegać, ćwiczyć jogę ale i jeździć na rowerze, bo wbrew pozorom brzuch tak bardzo nie przeszkadzał 🙂 W dodatku wszystko to w naszych bezpiecznych 4 ścianach, nie byłoby stresów że ktoś we mnie wjedzie – jak na nartach, że źle się poczuje biegając gdzieś daleko od domu, lub że się poślizgnę na lodzie czy jakieś inne zło przyczai się na mnie.

IMG_20150219_182130

W taki oto sposób Biegająca Bio Mama dzień przed terminem po raz pierwszy w życiu wykonała 30 min trening na swojej nowej szosie na trenażerze. Dupka trochę boli od siodełka, nogi też trochę poczuły, ale takie przyjemne zmęczenie dodało kolejnego kopa.

Dobrej nocy.

O.

JOGA zbawieniem każdej przyszłej mamy…

DSC00410h

Fot. Chwile to Motyle

Inspiracją do tego posta jest wczorajsza sesja, na którą namówił mnie R. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do niej, pewnie dlatego że sama interesuje się fotografią i bałam się, że osoba która będzie robiła zdjęcia nie sprosta moim oczekiwaniom. Jednak pozytywnie się zaskoczyłam i była to fajna przygoda. Serdecznie polecam sesje brzuszkowe wszystkich przyszłym mamom.

Ja, jak to ja, oczywiście musiałam się skontaktować z Panią fotograf i porozmawiać z nią jak ja widzę taką sesję. Bardzo mi zależało żeby uwiecznić sposób w jaki przebiegała moja ciąża. Czyli sposób w jaki spędziłam ciąże czyli wszystkie te aktywne chwile takie jak bieganie i joga. Oczywiście było też parę zdjęć typowych dla takich sesji, ale myślę, że będzie to fajna pamiątka. Pani fotograf okazała się mega otwarta na moje propozycje, słuchała uważnie czego ja oczekuje i jak chciałabym aby wyglądały dane ujęcia, do takiego stopnia, że czasami zastanawiałyśmy się kto prowadzi tą sesje 🙂

11000931_10203827667872535_789491721_o

11002457_10203827671992638_1124230451_o

10988718_10203827672112641_1068760038_o

Fot. Chwile to Motyle

Ja osobiście przygodę z jogą zaczęłam w pierwszym trymestrze. Przed ciążą co prawda byłam na paru zajęciach, ale dopiero teraz doceniłam wszystkie jej zalety.

Po pierwsze joga uczy oddychania – stabilnego głębokiego oddechu z przepony, takiego samego oddechu uczą położne potem w szkole rodzenia. Mój oddech wyrobiony jest od młodzieńczych lat, kiedy to trenowałam pływanie i grałam na instrumentach dętych, więc przyszedł dosyć naturalnie. Jednak dla tych dziewczyn co nie mają wyrobionego oddechu będzie to idealny trening i nie przez parę tygodni szkoły rodzenia, a całe 9 miesięcy.

Poza tym, oczywiście rozciąganie to podstawa, asany idealnie przygotowują nie tylko do porodu, ale i robią przestrzeń maluszkowi w brzuchu. Człowiek nie czuje się spuchnięty jak kulka, można normalnie oddychać i funkcjonować. Dodatkowo joga to niezły zastrzyk energii, podobnie jak bieganie, która czasami w ciąży umie schować się gdzieś głęboko w kąt.

Także wszystkie przyszłe mamy, DO ROBOTY 🙂 Zacznijcie swoją zabawę z jogą, najlepiej na zajęciach z profesjonalnym instruktorem i jak najszybciej. Potem jak już nabierzecie wprawy możecie przenieść ćwiczenia do salonu lub innych 4 ścian w swoim mieszkaniu. Tutaj przyda się mata do jogi, mi przydała się jeszcze taśma elastyczna do niektórych asanów ale nie kupowałabym specjalnie. Jedyne w co bym zainwestowała to mata, wałki możecie robić sobie z poduszek w domu lub kocyków. Fajnym dodatkiem do jogi w domu są książki, ja osobiście bazowałam na książce Ewy Jaros „Joga dla kobiet w ciąży” ale treningi i zestawy ćwiczeń dostosowałam sobie do siebie. Robiłam te po których czułam się najlepiej i które dawały zamierzone efekty. Joga co 2 dni to zbawienie dla każdej przyszłej mamy !

O.

Biegania ciąg dalszy….

IMG_20150208_131919

Co prawda miałam pójść pobiegać po porannym poście, ale ilość kurzu w domu mnie przytłoczyła i w zamian biegałam z odkurzaczem i mopem po domu 🙂 Teraz mam czysto pachnącą i przyjemnie i humor od razu też się poprawił.

Dawno nie pisałam o treningach które nadal kontynuujemy. Co prawda lekarze są przeciwni moim ostatnim podrygom jako biegaczka ciążowe, jednak ja słucham swojego ciała, intuicji oraz wyników badań na których nadal wszystko jest w idealnym porządku. Oczywiście moje bieganie wygląda teraz jak bieganie prawdziwej ciężarnej. Bardziej można to nazwać dreptaniem z nogi na nogę w towarzystwie mojego białego „szczurka”, ale i tak sprawia mi to ogromną frajdę więc nie umiem przestać.

Powiem szczerze, że biegowe wyjścia ostatnio stały się nawet bardziej przyjemne niż w ósmym miesiącu. Być może tempo na 6:15/km, 6:20/km było tempem zbyt szybkim jak na ciężarówkę i dlatego duża cześć treningów kończyła się skurczami, spinającym się brzuchem lub zwyczajnie marszem. Teraz natomiast zawrotne tempo 7:30/km i ogromny kilometraż, który zazwyczaj wynosi 2.5, lub 3 km, sprawia że żaden z treningów nie okazał się uciążliwy. Ba, po każdym z nich chce mi się więcej i czuję się niesamowicie, jednak zdrowy rozsądek mówi żeby nie przesadzać. Zawrotne tempo ciężarówki też idealnie nadaje się na wybiegania ze „szczurkiem”, bo i ona ma czas żeby sobie powąchać drzewka, obsikać to i owo, a nie musi nadążać za swoją panią. Dodatkowo ta sama ciężarówka co mówiła, że nie lubi biegać pętelek o dziwo jak jej chcieli odebrać bieganie polubiła i pętelki. Od 2-3 tygodni trzymam się blisko domu, w razie gdyby moje hobby miało wywołać to na co teraz strasznie oczekujemy. Do fajnych momentów należało też nocne bieganie z domu na stok, gdzie wiedziałam że R. w razie co czeka z samochodem 🙂 Idealny dystans na ostatnie dni ciężarówki, 2.7 km, z trochę mniej idealnym tempem które wahało się w zależności od wielkości zwierzęcia za mijanym płotem. Zdecydowanie wygrał owczarek niemiecki, który bacznie obserwował moje ruchy, opierając się od niechcenia swoimi potężnymi łapami na płocie. Nie wiedziałam czy tu sprint będzie lepszy, czy zabawa w „baba jaga patrzy” i zamrożenie swojej sylwetki na parę następnych chwil, do póki jego wzroku nie przykuje coś innego. Dzisiaj byłoby też nocne bieganie gdyby nie te podwórkowe stwory, które zapierały dech w piersiach.

Fotorelacja z ostatnich wojaży – czyli ciężarówa w akcji.

Ostatnio pogoda nam dopisywała, radość była przeogromna, a kamizelka ledwo co już się dopina 🙂

IMG_20150208_133407

IMG_20150208_133535-1

IMG_20150208_133346

IMG_20150208_134523-1

Spakowana na drugie podejście nocnego biegu O.

No i nie wytrzymałam…

Nie miałam pojęcia, że tak się to skończy. Biłam się z myślami o bieganiu od 4 dni, czy iść, czy mogę, czy powinnam. Każdego napotkanego pytałam się co sądzi, moja wyrocznia R. też nie popierał moich planów. Lekarze mówili nie, ciężko więc było podjąć jakąkolwiek decyzję. Jednak po poprzednim poście w środku jakiś głosik mówił mi że mogę, że nic nie będzie, że będzie dobrze, że odżyję.

Posłuchałam swoich wewnętrznych myśli i jestem prze szczęśliwa, że tak zrobiłam. Spokojny trucht z nasza mała gwiazdą dodał mi takiego kopa o jakim marzyłam od paru dni. Po, 40 min jogi też dodało dużego kopa energii.

3.5 km w wolnym, jak nigdy dotąd tempie, dało mi tyle szczęścia. Po raz pierwszy nawet mi nie przeszkadzał fakt że musiałam co jakiś czas wracać się do Foksuli, która ledwo co dawała rade biec pod wiatr. Przedmuchało nas jak w kieleckim ale wróciłyśmy obydwie ( tzn oby trzy ) przeszczęśliwe.

Fotorelacja z rodzinnych wojaży.

IMG_20150111_143715

IMG_20150111_143737

IMG_20150111_143833

IMG_20150111_144411

IMG_20150111_144527

Szczęśliwa O.


P.S. Mamy już 35 tygodni i ważymy 2 450 g .

Co jest z tą pogodą ???

IMG_20141212_180837

Pytanie które mnie nurtuje dzisiaj przez cały dzień to co jest z tą pogodą ??

Jeszcze 4 dni temu biegałam w zimie. Wszystko było oszronione, mróz za oknem, chciało się żyć. Dzisiaj chlapa, łąki rozmokłe czułam się jakby zima już dawno temu się skończyła a marzec zawitał na dobre. Jedyne co mnie uświadamiało, że to nie marzec to że brzuch był cały czas na miejscu 🙂 A przecież termin na połowę lutego, więc w marcu planujemy już być w trójkę 🙂

Co do biegania to parę słów o tym, że chyba ciąża mnie dopada powoli. Nie wiem czy spadek formy ma związek z napiętym grafikiem który z dnia na dzień się zmienił, czy z 31 tygodniem ciąży w którym jestem. Bieganie nie tyle co stało się mniej przyjemne, bo ja czerpie nadal ogromną przyjemność, ale biega mi się gorzej – ciężej no i przez dużą część biegu spina mi się brzuch. W poniedziałek był mój ostatni trening, który na szczęście był w doborowym towarzystwie bo inaczej mogłabym spasować. Dodatkowo energii i kopa dawało to, że pierwszy raz od kąd się przeprowadziłam na naszą piękną wieś, dokładnie pięć lat temu, biegałam z KOLEŻANKĄ 🙂 Nowe ekstra przeżycie. Dzisiaj kolejny trening w spięciu, przez dobre dwa pierwsze kilometry mała dawała o sobie znać. Charakter mój na szczęście pozwala mi biegać dalej, bo wiem że nic złego się nie dzieje. Po pierwsze mała rozwija się prawidłowo, po drugie spięcie odpuszcza pod koniec treningu a motywuje do lepszego skupienia na oddechu. Mam nadzieję, że to się przyda przy porodzie.

A teraz pare słów na temat moich przemyśleń związanym z hemoglobiną. Ja do 7 miesiąca nie brałam żadnych suplementów ani witamin, bo mój pierwszy lekarz prowadzący był zwolennikiem odchodzenia od suplementacji gdy jest niepotrzebna. Wyniki były cały czas dobre, ale delikatnie spadała hemoglobina i hematokryt, nie mniej jednak zawsze były w normie dla osób nie ciężarnych, a wysokie jak to Doktor mówił jak na ciężarną. Kiedy wróciliśmy do domu po wakacjach zmieniliśmy lekarza na kolegę doktora z trójmiasta, a on okazał się zwolennikiem przyjmowania witamin/ supplementów i zalecił, żebym sobie kupiła femibion – natal 2 i go brała bo mi nie zaszkodzi a może pomóc. Przez miesiąc czasu sceptycznie łykałam tabletki, co prawda parę razy o nich zapomniałam ale wiedziałam że nie są konieczne. Wiem, że tabletki te posiadają wiele dobrych składników, ale jestem przeciwniczką łykania idealnie różowych tabletek które opróćz tych niezbędnych składników i witamin mają w sobie tą całą chemię co sprawia, że są one właśnie tak piękne różowe. Dzisiaj jednak mogę z zupełnym spokojem powiedzieć, że coś tam dają moja hemoglobina zamiast spaść w okresie pomiędzy 26-30 tyg ciąży, wzrosła z 11,4 na 12,3. Nie wiem czy to zasługa tych pięknie różowych tabletek, czy też tego że w końcu po ślubnych voyagach byliśmy w domu i dieta nasza była ograniczona do produktów eko z farmy świętokrzyskiej, innych eko produktów, zdrowego ślubnego koszyka od Madzi i mojej wizji kulinarnej. Jednym słowem jedliśmy głównie w domu i zdrowo. Dodatkowo treningi były bardzo regularne, rzadko miałam więcej niż dwa dni przerwy w bieganiu, a zazwyczaj biegałam co drugi dzień. Według mnie to ten szereg zdarzeń przyczynił się do polepszenia morfologi a nie tylko te różowe tabletki.

Pomimo, że teraz zaczynam już wierzyć, że taki femibion może coś dać dobrego, to i tak od jakiegoś czasu mam swoje przemyślenia co do treningów i morfologi krwi, a dokładnie hemoglobiny która mi nie spadała tak gwałtownie jak innym dziewczynom. Otóż śmiem twierdzić, że jest to właśnie dzięki stałemu wysiłkowi fizycznemu. Dobrze wiemy, że bieganie zwiększa objętość serca i pojemność minutową serca, za tym idzie wzrost zawartości tlenu we krwi. A wiemy przecież, że tlen transportowany jest przez hemoglobinę w naszej krwi, dlatego na chłopski rozum jeżeli mam zwiększone zapotrzebowanie na tlen który jest transportowany przez hemoglobinę to automatycznie w takim biegającym organizmie tej hemoglobiny powinny być więcej. To by wyjaśniało dobre wyniki krwi bez suplementacji i jeszcze lepsze wyniki, mieszczące się w normach nie dla ciężarnych, z suplementacją. Nie umiem potwierdzić moich przemyśleń badaniami naukowymi, pomimo że pisząc ten post intensywnie szukałam informacji na ten temat. Przy okazji natomiast znalazłam fajny artykuł o biegaczkach biegających w ciąży.

O.

A tu ostatnie treningi, dzisiejszego jeszcze nie zdążyłam zrzucić na komputer 🙂

Zrzut ekranu 2014-12-12 o 18.06.49

Poniżej zestawienie grudniowe:

Zrzut ekranu 2014-12-12 o 18.11.11